Ks. Józef we Wspomnieniach Parafian

 

Kilka dni temu ks. Kazimierz poprosił mnie o gość wspomnień o Śp. Księdzu Józefie Gąsiorowskim...

Gdy myślę o Ks. Prałacie przed oczyma przesuwają mi się obrazy z dzieciństwa, młodości, dorosłości... Byłam pierwszym rocznikiem, który nowy Ksiądz Proboszcz przygotował do Pierwszej Komunii Świętej. Był rok 1971 kiedy,  jako drugoklasista, z niepokojem i ciekawością oczekiwałem na pierwszą we wrześniu lekcję religii. Na religię chodziliśmy po lekcjach lub przed lekcjami do salki katechetycznej przy plebanii.

Pamiętam, że był piękny wrześniowy dzień, a my z tekturowymi tornistrami na plecach poszliśmy na religię. Przyszedł i On, ale nie sam. Spod krótkiego, szarego tużurku nowego księdza wyglądał łepek i czarne oczka malutkiego pieska. Byliśmy zaskoczeni. Każdy musiał pogłaskać pieska, a ten, trzęsąc się ze strachu, wpatrywał się w uśmiechnięta twarz Księdza. Po tym powitaniu pieska Figa został odniesiony na plebanię, a my powędrowaliśmy do salki. Ksiądz wydawał się nam ogromnym, ponieważ był słusznej postury, a dodatkowo wzrostu przydawał mu ,, katedra”, na której stał lub siedział przy bardzo starym, ciężkim biurku. Gdy pisał na małej tablicy umieszczonej koło okna, szybkim ruchem odwracał się i życzliwie upominał tych którzy wybierali inne zdjęcia niż mozolne pisanie w zeszycie do religii. Pamiętam, że bardzo chętnie biegliśmy w komplecie po szkole do salki, ponieważ były to lekcje pełne ciepła, które emanowało od Księdza Józefa. Zawsze miał chwilę czasu, aby przed modlitwą na rozpoczęcie lekcji porozmawiać z “gackami”. Potem następowała wspólna modlitwa do Ducha Świętego, następnie ,, religijne opowieści,, i śpiewanie pieśni kościelnych z książeczek lub z drukowanych śpiewników, które zawsze były w salce. Myślę sobie, że nie tylko ja pamiętam z tego okresu więcej niż jedną zwrotkę wielu pieśni i psalmów, ponieważ Ksiądz wymagał opanowania na pamięć tekstów pieśni, które chętnie, mocnym głosem z nimi śpiewał.  

Pewnego dnia (to był rok 1972) podczas naszej lekcji jacyś ludzie pojawili się koło starego kościoła. Ksiądz proboszcz, nakazując nam poczekać w salce na jego powrót, wyszedł do przybyszów. Obserwowaliśmy, jak wchodzili do starego, od dawna zamkniętego kościoła i dłuższą chwilę nie wychodzili. To była dla nas lada okazja! Wybiegliśmy wszyscy z sali i weszliśmy cichaczem do wnętrza kościoła. W drzwiach stanęliśmy urzeczeni... Był wtedy bardzo słoneczny dzień. Pamiętam, że z wysokich południowych okien padały na ołtarz rozproszone promienie światła, a drobinki kurzu wirowały w powietrzu.. Patrzyliśmy na obrazy świętych, zakurzona posadzkę nagryzioną mocno zębem czasu i piękne ściany kościoła. Ksiądz Gąsiorowski, który rozmawiał wtedy z parafianami z Mętkowa, zauważył ,, gacki” i wypędził nas z powrotem do salki. Po chwili wrócił, a karą za nieposłuszeństwo był ,, paluszek” (ściskanie mocno małego palca) lub ,,pręcik” (dotkliwie uderzenie witką po wyciągniętej dłoni). Nikt jednak nie obrażał się, chociaż ,, świeczki” stawały w oczach, a  ,,pręcik” i ,,paluszek” wielu uczniów Księdza Józefa wspomina z rozrzewnieniem. 

Wdzięczna pamięć skrywa wiele wspomnień o Księdzu, którego obdarzałam szacunkiem. Przez wiele lat obserwowałem naszego Proboszcza jako człowieka zawsze życzliwego ludziom i oddanego posłudze Kapłana.

Kiedy Ksiądz Prałat spotkał kogoś przypadkiem, zawsze zagaił rozmowę; obojętnie czy rozmówca był dzieckiem, młodym człowiekiem czy starcem. Wielokrotnie wspierał mnie życzliwie, gdy rozpoczynałam pracę zawodową i codziennie szłam ścieżką koło kościoła do Szkoły w Wiatowicach. Wówczas bardzo często rozmawialiśmy.

Pamiętam też, że na spotkaniach z narzeczonymi radził: ,,Niech nie zachodzi słońce nad zagniewanym czołem waszym”, a reszta się ułoży... Wiele słów i zdarzeń uleciało już z pamięci, ale te słowa zapamiętam na zawsze.

Ksiądz Prałat Józef Gąsiorowski był człowiekiem, który przez wiele lat posługi kapłańskiej w Niegowici działał tak ,,aby miłość była kochana”. Swoją życzliwą postawę wobec ludzi udowadniał, że jest na właściwym miejscu. Należał do ludzi, po których zostają nie tylko rzeczy materialne, ale również takie, do których sięga się jak do serdecznego skarbca.

                                                         Wdzięczna uczennica – Grażyna Kasprzyk

 

 

Co Pani szczególnego pamięta związanego ze śp. Ks. Józefem? (wypowiedzi parafianek)

 

„Na pewno zapamiętałam Jego uśmiech oraz, to jak serdecznie traktował dzieci i jak głaskał je po głowie. Cieszył się nimi i zawsze kiedy szłam do kościoła z moimi to mówił: ,, Dobrze, żeś przyszła z dziećmi do kościółka”.

„Nie zapomnę Jego dobroci i jak mówiłam wcześniej- uśmiechu, który utkwił w pamięci nawet mojej siostrze przyjeżdżającej do mnie z dalekiej Australii.”

„Z radością wspominam Jego otwartość w szczerość. Był zawsze pogodny człowiekiem który, emanował ciepłem i dobrocią. Piękne było to, że w swoich czynach był pełen prostoty...

„Kiedy byłam dzieckiem wraz z Mamą chodziłyśmy rano do kościoła na nogach. Pamiętam, że ilekroć Ksiądz Józef jechał gdzieś wtedy samochodem, zawsze nas podwoził, byśmy nie szły. Był bardzo życzliwy.”

„Gdy wracam do przeszłości, wyraźnie pamiętam okazaną przez ks. Prałata troskę w momencie, gdy mojego męża spotkał wypadek i choroba. Kiedy przyszłam wtedy do kościoła, ks. Józef zapytał mnie, co się stało, a kiedy się dowiedział, chciał czym prędzej jechać do szpitala, aby odwiedzić mojego męża.”

„Po jego powrocie do domu też nas odwiedzał. Wtedy, w czasie choroby, wspierał nas bardzo swoją obecnością. Wiele Mu zawdzięczam.”

 

WIECZERNIK - MIESIĘCZNIK PARAFII WNIEBOWZIĘCIA NMP W NIEGOWICI - kwiecień 2013 str. 9,10

przepisała wiktoria cieśla

Materiały udostępniła s. Natana Szaro CSCIJ - dziękujemy